czwartek, 20 października 2011

U Basków

Zatrzymali się w Krainie Basków, w uroczym, górzystym miasteczku Eibar. Mieszkał tu znajomy Bask, Joxe. Lady Sis poznała go kilka lat temu w Anglii, kiedy pobierał lekcje angielskiego u swoich dalekich krewnych, nieopodal Manchester. Żadne z nich wtenczas nie przypuszczało, że w nieodległej przyszłości nadarzy się okazja do re-wizyty i naocznego przekonania się o pięknie tego kraju.
Joxe podjął ich po królewsku, wyjechał po nich do portu, zaś podczas podróży raczył ich wiadomościami o swojej ukochanej ojczyźnie. Był skarbnicą wiedzy.
Eibar przywitało ich deszczem, chłodem i mgłą, która niemalże całkowicie pokrywała okalające miasto góry. Zamieszkali w ogromnym domu na wzgórzu. Od progu powitała ich gościnność – wszechobecna gospodyni tego domu. A może zamieszkuje ona cały kraj? O tym mieli się przekonać w przyszłości… Dom wypełnił się gwarem rozmów i zapachem czekających już potraw.


Kolejny dzień. Wizyta w San Sebastian. Poznawanie architektury, wdychanie klimatu tegoż miasteczka obficie okraszane opowiadaniem Joxe. Powrót do Eibar i spotkanie z braćmi Joxe; rozmowy, którym nie przeszkadzała bariera językowa; stół uginający się od tradycyjnych potraw Basków (entuzjastycznie zresztą kosztowane przez Lorda i Lady Sis). Potem jeszcze wyprawa do Bilbao. Wybrali się tam po zaplanowanej przez Joxe sjeście. Czyż mogło być inaczej? Zatem sjesta i w drogę! Wciąż w deszczu…witaj słoneczna Hiszpanio!

Bilbao urzekło Lorda MacKosa. Nowoczesne budownictwo, gospodarność Basków wyczuwało się na każdym kroku. Miasto położone pomiędzy wzgórzami…tam też zobaczyli pierwszą muszelkę wyznaczającą szlak Camino. Wykupili także credencial – dowód tożsamości pielgrzyma i przepustkę do albergów. Zatem zaczęło się… przygotowania naprawdę dobiegły końca. Rozpoczęła się Droga. Mieszane uczucia ogarnęły Lady Sis…to już jutro…





Pobyt w Eibar był cudowny. Niesamowita gościnność Basków to ich wizytówka... Pięknie położony klasztor, urocza okolica, góry - tak bliskie sercu - to wszystko zrobiło na Lordzie duże wrażenie. Najpierw język... Hiszpański? Trzeba wreszcie sprawdzić ile zostało w głowie po tych kilku lekcjach... Jak zwykle w takich sytuacjach z pomocą przyszły także... ręce :) bo czego nie powie język giętki, to pokażą rączki. I okazało się, że dosyć szybko można zawiązać nić porozumienia ponad barierami, posługując się ograniczoną ilością słów. Ale hiszpański to nie wszystko... Przecież w Kraju Basków używa się języka Basków. A baskijski to język niepodobny do żadnego innego języka europejskiego. Do hiszpańskiego ma się tak, jak..... dzień do nocy :) I tak oto pod jednym dachem powstała swoista Wieża Babel i dzień Pięćdziesiątnicy w jednym. Różne języki, różne kultury, różne doświadczenia ale jedna wielka otwartość i serdeczność.

San Sebastian było pokryte chmurami, temperatura powietrza wydawała się być jednak całkiem przyjemną. Kilka ciekawych miejsc, oryginalna architektura, interesujące świątynie, wreszcie plaża La Concha, ładna zatoka, a wkoło góry tu i ówdzie wynurzające się z otulającej je mgły. Spacer starymi uliczkami w poszukiwaniu cudownego czarnego napoju... I wreszcie jest... a zatem: dos cafés, un café con leche, un solo... tak, to bardzo użyteczny zwrot, który odtąd będzie im towarzyszył przez kolejne dni aż dotrą do celu pielgrzymki. Dla Sis kawa z mlekiem, dla Lorda czarna ale słodka.


A potem Bilbao - Lord bardzo pragnął odwiedzić to miasto. Dużo o nim czytał, dużo słyszał. Ale rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania. Bilbao jest powalające...


Nowoczesność doskonale wkomponowana w jego historię, przeplatające się style połączone harmonijnie w jedną niepowtarzalną całość... Tu i ówdzie dostrzegali ludzi z plecakami do których były doczepione muszle... A więc to są Pątnicy, to właśnie tak wyglądają Ci, których celem jest Grób Apostoła oddalony stąd o jakieś 670 km.
Buen Camino!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz